places2visit.pl

Wyprawa na Turbacz – najwyższy szczyt Gorców

Turbacz

Od dawna chciałam iść na Turbacz. Wszystko dlatego, że naoglądałam się w internecie niesamowitych widoków na Tatry robionych ze szlaków na ten szczyt. 

Oczywiście najpiękniejsze zdjęcia były te z zimowymi widokami. Co jeszcze bardziej potęgowało rozmyślania i kombinacje jak to zrobić, żeby tam się pojawić. Okazja nadarzyła się niedawno w czasie długiego czterodniowego weekendu. Choć pierwotnie planowaliśmy jechać w Sudety zdobywać kolejne szczyty do naszego projektu pt.“Korona Gór Polski z dziećmi”, to dwa dni przed wyjazdem (m.in ze względu na pogodę) zmieniliśmy plany i pojechaliśmy na camping do Niedzicy m.in przetestować nowy namiot przed planowaną wakacyjną wyprawą na Bałkany. Lokalizacja Campingu nr 38 Polana Sosny jest bardzo dobra dla kogoś, kto nie chce się ograniczać tylko do Pienin. Położony blisko słowackiej granicy może być świetną bazą wypadową nie tylko w Pieniny, ale też w położone niedaleko Gorce, a nawet Tatry. Dlatego też w Boże Ciało zamiast wdrapywać się zgodnie z planem na Śnieżnik, dreptaliśmy na Turbacz. To co, że te szczyty dzieli jakieś 300 kilometrów w linii prostej. Nagłe zmiany planów nie stanowią dla nas problemu. A Śnieżnik nie zając, nie ucieknie. Poczeka.

Turbacz

Jest najwyższym szczytem Gorców, a także jednym z 28 szczytów zaliczanych do Korony Gór Polski i wznosi się na wysokość 1310 metrów n.p.m. Prowadzi do niego cała siatka dłuższych i krótszych szlaków. My wybraliśmy szlak zielony od strony Nowego Targu. Był on zachwalany w internecie jako jeden z łatwiejszych szlaków, za wyjątkiem początkowego podejścia. Łatwość szlaków ma dla nas istotne znaczenie, bo od wiosny robimy wycieczki już bez zabierania awaryjnie nosidła dla Wojtka (3 latek po raz pierwszy całkowicie samodzielnie wiosną zdobył Czupel).

Znajdujemy parking pod lasem, jak najbliżej wejścia na szlak i ruszamy do góry. Mieli rację Ci, którzy pisali że pierwsze podejście wymaga trochę wysiłku. Wymagało. Na całej trasie były jeszcze w sumie dwa albo trzy takie bardziej strome podejścia, a poza tym szlak biegł łagodnie pod górę. Jedyne co to był długi, dlatego dopiero po 3 godzinach dotarliśmy na szczyt. Ale biorąc pod uwagę marsz 3-latka to wynik był świetny.  Po drodze mijaliśmy zachmurzone Tatry oraz prywatne domki i kwatery mieszkańców okolicznych wsi. Udało się nam nawet załapać na sorbet lodowy sprzedawany w niewielkiej budce przy szlaku (gdzieś w rejonie „Suchojadówki”). Popijając go na ławce zastanawialiśmy się jak pięknie musi tutaj być w zimie. Przy lepszej przejrzystości powietrza i ośnieżonych szczytach Tatry musza prezentować się obłędnie.

Najpierw poszliśmy na szczyt, by później móc spokojnie posiedzieć i odpocząć na ławce przed schroniskiem. Schronisko PTTK na Turbaczu jest duże, a miejsc noclegowych posiada ponad 100. Serwują tam m.in pyszny żurek oraz zupę borowikową. Droga powrotna do samochodu zajmuje nam 2 godziny.

Exit mobile version